Tomasz Herkt: Do pracy przychodzę z przyjemnością [rozmowa]

Czytaj dalej
Fot. Filip Kowalkowski
Adam Szczęśniak

Tomasz Herkt: Do pracy przychodzę z przyjemnością [rozmowa]

Adam Szczęśniak

Wywiad Tygodnia z trenerem koszykarek Artego Bydgoszcz, wicemistrzyń Polski, o kolejnym srebrnym sezonie i przyszłości.

Cztery sezony - cztery medale: 2 brązowe i 2 srebrne. Wszyscy mają nadzieję, że Artego pana zatrzyma...
No tak, skończył mi się kontrakt, podobnie jak wszystkim zawodniczkom. O dalszej pracy w Artego będę mógł jednak mówić, gdy otrzymam propozycję (rozmowy mają się rozpocząć w tym tygodniu - as). Faktem jednak jest, że warunki do pracy w Bydgoszczy są rewelacyjne, od infrastruktury, do fantastycznych ludzi w klubie. Jest też wspaniały zespół. Przychodzę 45 minut przed treningiem i widzę dziewczyny pracujące indywidualnie. Niektórzy trenerzy narzekają na Amerykanki. Nasze? Pierwsze przychodzą i ostatnie wychodzą. Moje podopieczne zachęcają mnie swoją postawą do dalszej pracy, ja zachęcam je do pracy indywidualnej. Każdy z nas idzie z przyjemnością na trening. Przychodząc tu 4 lata temu nie spodziewałem się takich efektów, nie tylko medali, ale także tego, że będziemy ogrywać euroligowe zespoły. Podoba mi się także świetna atmosfera dla koszykówki w mieście, atmosfera w drużynie i znakomici kibice.

Gdyby pan dziś podpisał kontrakt, dokonałby pan korekt w składzie?
Optowałbym za utrzymaniem go, bo wszystkie dziewczyny sobie na to zasłużyły. Oznaczałoby to też stabilizację składu, a to ułatwienie dla trenera. Ale może się zdarzyć, że znajdą się pieniądze na Euroligę. W niej mogą występować tylko dwie Amerykanki, więc już w tym momencie musielibyśmy z którejś zrezygnować. Z drugiej strony ten skład, już doświadczony, zgrany, a jeszcze wzmocniony solidną podkoszową, byłby w stanie znów zawalczyć o medal w lidze, ale także wygrywać w Eurolidze.

Niezależnie od przyszłości, wróćmy do przeszłości. Jaki to był sezon dla Artego?
Bardzo pozytywny. Tylko ja i dziewczyny wiemy, ile wysiłku kosztowała ponowna gra w finale. Wiem, że apetyt rośnie w miarę jedzenia, ale warto pamiętać, że rzutem na taśmę, czyli zwycięstwem w ostatnim meczu w Krakowie, zapewniliśmy sobie 1. miejsce po rundzie zasadniczej. Zrównaliśmy się z Wisłą, o punkt mniej miały Ślęza i MKS. Przegrywając, spadlibyśmy na 3. miejsce. W półfinale trafilibyśmy na Ślęzę i kto wie, czy dzisiaj nie mówilibyśmy, że brąz jest katastrofą. Maksymalnie wykorzystaliśmy rundę rewanżową, bo ule-gliśmy tylko 2 punktami Ener-dze, nie trenując wcześniej razem przez trzy tygodnie. Łatwo czasami - dzięki szczęściu - zdobyć medal, ale większy problem później to podtrzymać. My od czterech sezonów nie schodzimy z podium.

Druga runda była rewelacyjna, ale w pierwszej zespół przegrał trzy mecze. Czy wpływ na to miały późny przyjazd Morris i Reid oraz urazy Fikiel i Carter?
Szczególnie Reid potrzebowała czasu, aby się wkomponować. Co prawda obie trenowały, wrzucały do internetu filmy z zajęć, ale inaczej się trenuje, gdy nie ma przymusu, a inaczej z trenerem. Koszykówka to sport szybkościowo-wytrzymałościowy. Nie wystarczy praca w siłowni. Do tego trzeba zbudować cały system defensywy. Kibicom wydaje się, że to proste - dobrze bronić... Ale sama determinacja nie wystarczy. Na solidną obronę składa się wiele elementów, które trzeba wypracować. Na to potrzebowaliśmy czasu, dlatego zdarzały się wpadki.

No właśnie, obrona. Znak szczególny pana zespołu. Atakiem sprzedaje się bilety, obroną zdobywa tytuł. Sprawdziłem statystyki. Artego zdobywało najwięcej punktów (75,7), traciło najmniej (56,4), miało najwięcej przechwytów (średnio 12) i najmniej strat (14).
Myślę, że my i Wisła prezentujemy obecnie obronę na bardzo dobrym, europejskim poziomie. Mówią, że w finale były niskie wyniki, bo zawodniczki nie trafiały. To nie tak. Obie drużyny nie dopuszczały do zdobywania łatwych punktów, szczególnie z kontry czy powtórnych rzutów. W meczu z przeciętną ekipą, w ten sposób zdobywa się 30 punktów. Z Wisłą udawało się nam 8. Dlatego o te 22 punkty wyniki były niższe.

Tomasz Herkt: Do pracy przychodzę z przyjemnością [rozmowa]
Anna Kaczmarz Artego Bydgoszcz - wicemistrzynie Polski.

Ma pan w drużynie dwie najskuteczniejsze w lidze zawodniczki w rzutach z dystansu - Międzik i Morris, średnio w meczu trafialiście 7-8 „trójek“, w finałach niespełna 5. Obrona, obroną, ale przegraliście przez słabą skuteczność. W sumie każdy mecz różnicą niespełna 4 punktów. Gdyby wpadły 1-2 rzuty więcej...
Bez wątpienia. Nie wpadały z dystansu, ale też po dobrej penetracji czy - jak w meczu nr 3 - wolne. Wiśle wpadały zaś takie rzuty, nawet w ostatnich sekundach. To także kwestia ogrania w ważnych, zaciętych meczach, np. w Eurolidze. Ale finał pokazał, że doganiamy potężną Wisłę. W ubiegłym roku wygraliśmy po szczęśliwym rzucie z dystansu, potem trzy potyczki były bez historii. Teraz do końca nie można było przewidzieć jak to się skończy. Gramy już dobrą obronę, teraz trzeba pracować nad ofensywą. Jak się uda to połączyć, będzie szansa na mistrzostwo.

Walka o złoto to także kwestia finansowa?
O tym też się mało mówi, ale - jak obliczamy - mieliśmy 4-5. budżet w lidze. Wisła wciąż jest poza zasięgiem, więcej od nas miały Ślęza i MKS, to wiemy na pewno. Podejrzewam, że także Lublin, zbliżony Gdynia. Dlatego drugie srebro z rzędu, przy budżecie w okolicach 2,5 mln zł, powinno się cenić jeszcze bardziej.

Jaki wpływ na ostateczny wynik zespołu miała sprawa Agnieszki Fikiel? Odeszła w styczniu, sezon zakończyła na 4. miejscu w lidze niemieckiej z Herner TC. Co właściwie sprawiło, że nie została? Dodam - jedyna nominalna środkowa.
Rozwiązaliśmy z nią kontrakt za porozumieniem stron. Wróciła po przerwie świątecznej w złym nastroju. Sygnalizowała, że chodzi o sprawy rodzinne, ale nie wyjaśniła dokładnie. Jeśli chodzi o kwestie sportowe, to niewykorzystany potencjał. Niezły rzut, zbiórka, warunki fizyczne, lecz nie potrafiła tego pokazać. Myślę, że trochę nie pasowała charakterologicznie, była krucha psychicznie. Mając do wyboru zespół w TBLK z perspektywą walki o medal, poszła do przeciętnej ligi niemieckiej. Miała tam gwarancje grania, ale jak pan spojrzy na jej statystyki (ok. 10 pkt. i 6 zb. - as) to nie oszałamiają. Przy 25 minutach w meczu. To uwstecznianie się, strach przed podjęciem wyzwania. Rozmawiałem z nią wiele razy, prowadziliśmy treningi indywidualne, poprawiała swoją dyspozycję. Ale zamiast zacisnąć zęby, iść tą drogą, pokazać się na treningu, walczyć o minuty, odpuściła.

Można było się spodziewać, że Artego wzmocni się pod koszem. Tak się nie stało.
Środkowa była potrzebna. Z nią być może bylibyśmy mistrzem Polski. Mieliśmy jedną konkretną ofertę - Amerykanki z macedońskim paszportem z ligi tureckiej. Po rozmowach nie podjęliśmy jednak ryzyka, głównie ze względu na stan kasy. Jesteśmy klubem, który wydaje tyle, ile ma. Nie chcieliśmy „pójść po bandzie“ i nie płacić naszym dziewczynom, żeby wziąć środkową. Nie pójdziemy na to, żeby po sezonie miec długi. Dodam, że na stan kasy miały też wpływ różnice w kursie walut. Na skoku ceny dolara i euro sporo straciliśmy. W kontekście braku wzmocnień, a przypomnę, że na początku trenowała z nami też Szczechowiak, która trafiła do Torunia, srebro bez środkowych ma dodatkową wartość.

Po raz drugi macie prawo zagrać w Eurolidze. W ubiegłym sezonie zrezygnowaliście z powodów finansowych. W tym roku, jeśli klub nie otrzyma solidnego wsparcia, historia zapewne się powtórzy. To chyba frustrujące dla pana i zespołu?
Jak nie możesz zmienić rzeczywistości, musisz zmienić swój stosunek do niej. Do mnie należy selekcja zawodniczek, przygotowanie zespołu do sezonu, prowadzenie go, zrobienie wyniku. Z tego się wywiązuję. Dzięki temu na żeńską koszykówkę w Bydgoszczy przychodzi półtora tysiąca kibiców. Dla fanów nasze występy w Eurolidze byłyby czymś nowym, kolejnym etapem. Zobaczenie w akcji najlepszych koszykarek świata jak Taurasi czy Griner to coś niesamowitego. Nie do mnie należy jednak ocena, czy komuś należy się więcej czy mniej, komu zabrać, komu dołożyć. Są dysponenci tych pieniędzy, są także władze klubu, które starają się stworzyć jak najwyższy budżet. My wydajemy tyle, ile mamy, ale może inni dają nam tyle, ile mogą...

Gra pan wąskim składem, a ma młode dziewczyny, wychowanki. Nie można by im dać więcej minut?
Ten sposób prowadzenia drużyny dał w mojej karierze ponad 20 medali. Ale do rzeczy. Dla tych młodych dziewczyn fakt trenowania z doświadczonymi koszykarkami to duża wartość. Do tego, gdy łapią w meczu kilka minut, nabierają doświadczenia. Dla nich najważniejsze były występy w I lidze i tam miały się realizować. Koszykówka jest nieobliczalna, wynik potrafi się szybko zmienić. Jestem rozliczany z wyników, dlatego trudno zaryzykować wpuszczenia młodzieży, gdy nie ma się pewności. Nie można się potknąć. Czasami jedna porażka może przesądzić o całym sezonie. Gdy pracowałem w kadrze to wprowadzałem do niej 17-letnią Kobryn, 18-letnie Majewską czy Agnieszkę Bibrzycką, która wychodziła w pierwszej „5“ na mistrzostwach Europy. Dajcie mi pięć takich 18-letnich Bibrzyckich, a wszystkie wypuszczę w pierwszej „5“.

A’propos reprezentacji... Tylko cud może sprawić, że po wysokich porażkach z Belgią i Białorusią nasz zespół prowadzony przez Todora Mołłowa awansuje do mistrzostw Europy. Pan ma w dorobku złoto reprezentacją w 1999 r. w Katowicach. Nie myślał pan, żeby objąć kadrę i znów powalczyć o czołowe lokaty?
Mam pomysły co należy zrobić, żeby stworzyć szansę na osiągnięcie sukcesu. W konkursie jednak nie będę startować. Swoją pracą w związku zasłużyłem sobie na choćby rozmowę o kadrze. Takiej się nie doczekałem. Przypomnę, że oprócz złota ME, mam w dorobku także punktowane miejsce na igrzyskach olimpijskich, a zwolniono mnie z pracy po 4. miejscu w ME. Wtedy był wielki niedosyt. Dziś możemy pomarzyć, żeby być w tym miejscu, gdzie wtedy.

Adam Szczęśniak

Od 1994 roku, czyli od początku swojej kariery zawodowej, pracuję w "Gazecie Pomorskiej". Przez 22 lata w dziale sportowym, najpierw pod batutą ś.p. Tomasza Malinowskiego, m.in. w toruńskim oddziale "GP" oraz we Włocławku, pilotując koszykarzy Anwilu, później przez kilka lat sam kierowałem działem, by w 2016 r. zostać wydawcą. Sport wciąż mam jednak w sercu, choć więcej czas poświęcam obecnie sprawom społecznym i politycznym.

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.