Tomasz Czyżniewski

W 1852 r. władze miejskie zarządziły, że będzie jeden termin korowodów dla wszystkich plantatorów

Uczestnicy korowodu w 1900 r. Fot. fot. ze zbiorów Tomasza Kowalskiego Uczestnicy korowodu w 1900 r.
Tomasz Czyżniewski

W końcu władze miast miały dosyć bałaganu na winnicach i urzędowo ustaliły kiedy ma się zaczynać winobranie.

A bałagan był wcześniej niesamowity, bo każdy właściciel plantacji sam ustalał kiedy zaczyna zbiory i kiedy świętuje udany rok. I tak na jednych plantacjach robota się kończyła i zaczynała dobra zabawa a na innych owoce jeszcze wisiały na krzewach.

Niejednolity termin czasami doprowadzał nawet do awantur. Dlatego w 1852 r. władze miejskie zarządziły, że to one będą ustalały jeden termin zabawy obowiązujący wszystkich plantatorów.

Wcześniejsze zabawy

Jednak już wcześniej władze miejskie organizowały w tym czasie festyny. Tak było w 1846 r. Imprezę tak opisał kronikarz Pilz (tłumaczenie Jarosław Kuczer):

"Dzięki wyśmienitym zbiorom winogron, miejscowe władze wpadły na pomysł urządzenia specjalnego święta ludowego, zwanego tutaj i dziękczynnym lub świętem przyjaźni. Obchody rozpoczęto 25 października i pokryły się one z zakończeniem zbiorów. Do wspólnego biesiadowania zaproszeni zostali wszyscy winiarze i wszystkie winiarki z całego miasta i okolicznych wsi oraz właściciele ogrodów.

.

Uczestnicy przybyli przyozdobieni w girlandy listowia, bądź bukiety winogron. Całość rozpoczęła się wcześnie, bo o godzinie 8 rano, na Nowym Rynku. Stanęło tam 1300 osób trzymających trzepoczące flagi, a przez miasto biegł przemiły rytm dźwięcznej muzyki. Zaintonowano pieśń "Dziękujmy wszyscy Bogu". W pochodzie znajdowali się członkowie Bractwa Kurkowego oraz Męskiego Związku Śpiewaczego. Całość ruszyła do kościołów, w których równocześnie odprawiono msze święte.

Po mszach mowę do zebranych z wieży ratuszowej wygłosił burmistrz Krüger. Po tym pochód ruszył ponownie w kierunku Nowego Rynku, na którym znajdował się ozdobiony girlandami listowia winnego, oraz załadowany ciastem, czterokonny wóz. Nad nim unosiła się korona, z której na wszystkie strony zwisały wstęgi i tasiemki zawieszone tam przez miejscowe dziewczęta. Po drugie znajdowała się tu długa na półtora metra kiść winogronowa, którą ułożono kunsztownie z kilku innych kiści szlachetnych winogron koloru żółtego.

Całość wisiała na wysokim słupie, niesionych przez dwóch mężczyzn. Jako trzeci jechał czterokonny pojazd, na którym ustawiona była wielka beczka wina, mała tłocznia winiarska z tłokami winogronowymi, maszyna do ścinania winogron, młyn winny, beczka pełna winogron, haki, podbieraki, probierze służące domierzenia jakości wina, słowem wszystko, co nieodłącznie związane jest z wytwórstwem i składowaniem wina.

Tutaj zostało niezwykle przemyślnie zebrane, przyozdobione kwiatami i listowiem winnym. Na przedzie, przed beczką wina stał bednarz trzymający w dłoniach korkociąg i butelkę. Pochód przybierał stopniowo, ciągnąc przez wszystkie ulice miasta po kolei. Następnie zgromadzone towarzystwo udało się ponownie na Nowy Rynek, by tutaj napocząć pierwszą butelkę wina, jej zawartość rozlać w kielichy, które następnie wytłuczono.

Wieczorem na wzniesieniach poza miastem urządzono pokazy ogni sztucznych. Niestety całości przeszkodziła silna mgła. Świece i fajerwerki, których wartość wynosiła do 70 Rtl. zmagazynowano z przeznaczeniem na rok następny.

Z początkiem listopada chwycił mróz. W tymże roku w Zielonej Górze założono lożę masońską."

Tekst pochodzi z sierpnia 2007 r.

Tomasz Czyżniewski

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.