W Klinicznym Szpitalu Wojewódzkim nr 2 w Rzeszowie brakuje dziecięcych ortopedów

Czytaj dalej
Fot. PRZEMYSLAW ŚWIDERSKI
Bartosz Gubernat

W Klinicznym Szpitalu Wojewódzkim nr 2 w Rzeszowie brakuje dziecięcych ortopedów

Bartosz Gubernat

W Klinicznym Szpitalu Wojewódzkim nr 2 w Rzeszowie rodzice z dziećmi czekają w kolejkach, a lekarze nie nadążają z pomocą

Kliniczny Szpital Wojewódzki nr 2 im. św. Jadwigi Królowej w Rzeszowie to jedna z największych placówek medycznych w tej części Polski. A także jedyna w województwie, która posiada kontrakt z NFZ na specjalistyczną opiekę ortopedyczno-urazową nad dziećmi. Dlatego niemal codziennie trafiają tutaj poważnie ranni pacjenci z całego regionu. Lekarze zajmują się nimi na przemian z lżej poszkodowanymi, którzy trafiają na szpitalny oddział ratunkowy po opatrzenie mniej skomplikowanych urazów. Ci sami lekarze pracują także w przyszpitalnej poradni. Jest ich tylko 10, a kilku nie pracuje na cały etat. Dlatego na SOR regularnie tworzą się kolejki, a na wizytę w poradni trzeba czekać miesiącami.

Przekonała się o tym właśnie pani Lidia, babcia małej Darii, która do szpitala trafiła po skomplikowanym złamaniu ręki, jakiego doznała pod koniec sierpnia po upadku z trzepaka.

- Początkowo trafiliśmy do ambulatorium na pogotowiu, gdzie zrobiono małej prześwietlenie i założono gips. Ale kiedy ból ręki nie ustawał, po dwóch dniach córka pojechała z wnuczką do szpitala. Tam okazało się, że złamane są łokieć i nadgarstek. Natychmiast została poddana operacji, a ponieważ nie było komplikacji, w niedzielę wyszła do domu - relacjonuje pani Lidia.

Zgodnie z zaleceniem lekarza, po pięciu dniach, w piątek, dziecko miało się pokazać do kontroli. Nasza Czytelniczka opowiada, że długo próbowała dodzwonić się do przyszpitalnej poradni, aby umówić wnuczkę na wizytę. Kiedy w końcu jej się to udało, o godzinie 9 wolnych numerków już nie było.

- Usłyszałam, że mogę przyjść i zapytać lekarza, czy nas przyjmie. Kiedy dotarłam na miejsce, zastałam w poczekalni około setki ludzi. Lekarz nas przyjął, ale od razu skierował do pracowni RTG, bo bez zdjęcia nie mógł ocenić wyników leczenia. Problem w tym, że po naszej wizycie kończył dyżur w przychodni, a do zdjęcia RTG w kolejce czekało ok. 30 osób. Kiedy zapytałam, kto w takim razie obejrzy zdjęcie i co mam robić, polecił, aby szukać pomocy gdzie indziej - mówi poirytowana babcia dziewczynki. Z jej relacji wynika, że w pracowni RTG nie wydano jej w piątek płyty ze zdjęciem złamanej ręki.

W pracowni RTG pani Lidia usłyszała, że może dostać płytę z wynikiem badania po weekendzie, po wcześniejszej rejestracji na wizytę. A zdjęcie jest zapisane w systemie szpitala.

- W akcie desperacji poszłam na oddział ortopedii dziecięcej prosić o pomoc. Jeden z lekarzy grzecznościowo obejrzał zdjęcie i zakwalifikował ją do kolejnej operacji. Wnuczka przeszła ją w sobotę i wczoraj wyszła do domu. Ciągle się martwię o dalsze leczenie, bo z tego zamieszania wynika, że poradnia nie jest gotowa na przyjęcie tak dużej liczby pacjentów - mówi pani Lidia.

Nasi Czytelnicy narzekają także na długi czas oczekiwania na pomoc w ambulatorium urazowym przy SOR. - Niedawno czekałem tam z synem na zdjęcie skręconej nogi ponad dwie godziny. Szpital tłumaczy tak długi czas oczekiwania koniecznością zajęcia się pacjentami oddziału. Ale dla mnie to żadne wytłumaczenie. Dyrekcja powinna zadbać o to, aby lekarze mieli czas na operacje i pracę na oddziale, ale także na pomoc tym, którzy trafiają do ambulatorium. Jak wytłumaczyć 3-letniemu dziecku, że jego skręcona, boląca noga jest mniej ważna od skomplikowanego złamania, które wymaga operacji? - pyta mieszkaniec Rzeszowa.

Za mało rąk do pracy

Pani Lidia, która próbowała zapisać wnuczkę na kolejną wizytę na koniec września, nie zdołała tego zrobić.

- Usłyszałam, że nie ma wolnych numerków. Pacjent oddziału automatycznie powinien być pod opieką działającej tu poradni

- twierdzi babcia Darii.

Personel szpitala nie ukrywa, że przy obecnym stanie załogi trudno sprawnie pomóc wszystkim pacjentom wymagającym konsultacji. W rozmowie z naszą Czytelniczką jedna z pielęgniarek stwierdziła, że część oddziałów i poradni cierpi na braki kadrowe, wynikające z polityki oszczędnościowej prowadzonej przez nowego dyrektora placówki.

Lek. med. Grzegorz Inglot, zastępca kierownika Kliniki Ortopedii i Traumatologii Narządu Ruchu Dzieci, jeszcze w czerwcu w rozmowie z naszym dziennikarzem alarmował, że oddział staje się niewydolny.

- Miasto rośnie, pacjentów przybywa, a oddział się nie powiększa. Szczególnie w takim okresie jak wakacje działamy na maksimum możliwości

- mówił dr Inglot.

Wczoraj potwierdził te słowa.

- Rzeszów i aglomeracja to prawie 500 tysięcy ludzi. Dzieci jest coraz więcej, urazów stale przybywa. O ile z zabiegami operacyjnymi sprawnie sobie radzimy, to problem jest właśnie na SOR i w poradni. Tu przydaliby się dodatkowi lekarze, którzy mogliby udzielić pomocy osobom lżej poszkodowanym. Tymczasem jest tak, że lekarz dyżurny mając 5 - 7 operacji, obsługuje także drobne urazy i często nie wie, w co ma włożyć ręce - tłumaczy doktor Inglot. Wylicza, że na jego oddziale pracuje 7 specjalistów i trzech rezydentów. Część osób nie jest zatrudniona na cały etat. Sugeruje, że szpital potrzebuje stałej obsady lekarskiej na SOR, wyłącznie do obsługi urazów niewymagających leczenia w szpitalu. - Dodatkowi lekarze potrzebni są też w poradni. Na przykład ja nie mam już wolnych miejsc do końca roku, bo automatycznie zapisywani są tu na wizyty pacjenci, którymi opiekuję się na oddziale - tłumaczy Grzegorz Inglot.

Będą zmiany

Małgorzata Przysada, zastępca dyrektora szpitala ds. klinicznych i lecznictwa, zna problem.

- W piątek byli u mnie z interwencją rodzice jednego z dzieci. Zgadzam się, że pracę pracowni RTG trzeba przeorganizować tak, aby lekarz mógł obejrzeć zdjęcie tego samego dnia, zanim skończy pracę. I taką zmianę wprowadzimy od razu, we wtorek będę o tym rozmawiać z przełożonym techników - zapewnia dyr. Przysada.

Niestety, sprawa kolejek do poradni oraz długiego oczekiwania na pomoc w SOR nie jest już tak łatwa do rozwiązania. Zdaniem M. Przysady, problemem jest przede wszystkim brak lekarzy.

- Zatrudniamy wszystkich, którzy chcą u nas pracować, ale ortopedów brakuje. Tymczasem jesteśmy jedynym na Podkarpaciu oddziałem, który ma kontrakt z NFZ na ortopedię dziecięcą. W pierwszej kolejności lekarz dyżurny zajmuje się najbardziej skomplikowanymi przypadkami - tłumaczy doktor Przysada. Przyznaje jednak, że w szpitalu szykują się zmiany i w tej kwestii.

- Chcemy, aby na SOR był na stałe jeden lekarz ortopeda do konsultacji pacjentów dorosłych i dzieci.

Personel szpitala nie ukrywa, że część oddziałów i poradni cierpi na braki kadrowe, wynikające z polityki oszczędnościowej prowadzonej przez nowego dyrektora placówki

Bartosz Gubernat

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.