Wiktoria i Daniel to zdecydowanie gwiazdy lumpeksów. Program z ich udziałem ma premierę już w niedzielę, 8 września na TVN Style

Czytaj dalej
Fot. Wojciech Wojtkielewicz
Urszula Śleszyńska

Wiktoria i Daniel to zdecydowanie gwiazdy lumpeksów. Program z ich udziałem ma premierę już w niedzielę, 8 września na TVN Style

Urszula Śleszyńska

Wiktoria Trojan i Daniel Olender z Białegostoku występują w telewizyjnym programie „Gwiazdy lumpeksów”. Po sklepach z używaną odzieżą chodzą już od wielu lat i dziś potrafią na tym zarobić 20-30 tys. zł miesięcznie. Zobacz co polecają początkującym i jak w ogóle zaczęło się ich buszowanie po lumpeksach.

Już od najbliższej niedzieli, 8 września, można będzie was oglądać na antenie TVN Style. Jak trafiliście do telewizji?

- Daniel: Już wcześniej występowaliśmy w telewizji śniadaniowej i biznesowej, ale w tego typu programie będziemy po raz pierwszy. Jesteśmy jednymi z kilku bohaterów. A jak to się stało, że akurat na nas wybrano? Producentki programu „Gwiazdy lumpeksów” znalazły nas w sieci i się do nas odezwały. Jest sporo youtuberów i instagramerów, którzy pokazują różne rzeczy jakie można kupić w lumpach, ale takich osób jak my – które faktycznie pokazują drogę od kupienia jakiegoś ciucha do jego sprzedaży – jest mało. A nawet zaryzykowałbym stwierdzenie, że jesteśmy pierwsi. Do tego my uczymy ludzi jak to robić.

Program będzie się składał z 10 odcinków. Wystąpicie we wszystkich?

- Wiktoria: Tak, będziemy w każdym odcinku. Zostanie w nich pokazane nasze życie, nasze mieszkanie, ale przede wszystkim nasze zakupy. W trakcie nagrywania programu w lumpach znaleźliśmy naprawdę ciekawe rzeczy, więc będzie można zobaczyć, jak się zachowujemy, kiedy znajdujemy perełki (śmiech).

Jak zaczęło się wasze lumpowanie?

Wiktoria: Ja chodziłam „na ciuchy” już jako kilkulatka, z mamą. I zawsze coś ciekawego znajdowałyśmy. Dzięki tym wyprawom zawsze byłam ładnie, kolorowo ubrana.

Daniel: Mnie zaś namówił kumpel. I pamiętam, że chodziliśmy zawsze w piątki do lumpa koło mojego domu, bo tego dnia była dostawa, która nie kolidowała mi z zajęciami na uczelni. I tak mi się to spodobało, że jak już zacząłem, to chodziłem cały czas. Kupowałem jakieś rzeczy i potem je odsprzedawałem – tak jak kolega – na aukcjach, na grupach facebookowych. I zawsze parę dodatkowych stówek wpadało. Śmiałem się, że to takie studenckie kieszonkowe. Później, przez tego samego kolegę, poznałem Wiktorię. I wtedy to nasze lumpowanie zaczęło się już na dobre.

Zaczęliście razem chodzić „na ciuchy”?

- Daniel: Tak, praktycznie od razu, od pierwszego spotkania (śmiech). Przez pół roku przed oficjalnym związkiem spotykaliśmy się właśnie na ciuchach. A jak już zaczęliśmy być ze sobą tak na serio, to chodziliśmy na zakupy praktycznie codziennie. Wiadomo, że Wiktorii ciężko było pogodzić szkołę z tym wszystkim, ale później, jak zaczął się COVID i nauczanie zdalne, to było już łatwiej.

I chodziliście od razu z takim zamysłem, że kupujecie ubrania na sprzedaż?

- Daniel: Tak, ale cały czas mamy ogromny fun z tego lumpowania, ze znajdowania perełek. Kupując ciuchy na sprzedaż trochę inaczej się na nie patrzy – tak, jakby się miało kalkulator w głowie.

No ale na pewno niektóre fajne rzeczy zostawiacie sobie. Kiedy decydujecie, że jakaś rzecz nie pójdzie dalej w ludzi?

- Wiktoria: Jeśli jest to torebka albo inne akcesoria, to wiadomo, że rozmiar będzie zawsze dobry. Więc jak coś z dodatków nam się spodoba, to zostawiamy taką rzecz sobie. Z ubraniami jest różnie. Rzadko się zdarza coś w naszym rozmiarze. Ale jak już coś znajdziemy, co się nam spodoba i ma dobry rozmiar, to zostawiamy. Wychodzimy z założenia, że sprzedać można zawsze, a wartość takich perełek często rośnie.

Jak kupujecie ubrania to zawsze patrzycie na ich markę?

Wiktoria: Różnie. Czasami patrzymy na składy - świetne są ubrania z wełny, kaszmirowe swetry czy jakieś apaszki z jedwabiu. To wszystko można znaleźć w lumpeksach. I jak nam się uda coś takiego znaleźć, to bierzemy. Bo wiemy, że ludzie też lubią dobre składy, że nie zawsze to musi być znana marka. Jakość sprzedaje się sama.

Daniel: Warto też patrzeć na trendy, na to, jakie kroje, jakie rzeczy są teraz w modzie.

Coraz więcej ludzi ubiera się w lumpeksach i się tego nie wstydzą.

- Wiktoria: My chodzimy po lumpeksach od kilku lat i obserwujemy, że klientów przybywa. Jest moda na lumpeksy.

- Daniel: Około 2010 roku zaczęła się moda na blogi modowe i w internecie było dużo tak zwanych „szafiarek”, które kupowały również w lumpeksach. Myślę, że właśnie za ich sprawą w świadomości Polaków zaczęło się zapisywać, że to nie jest żaden wstyd czy obciach. A później, jak już influencerzy się za to zabrali, jak lumpeksy zaczęły się pojawiać na YouTube, Instagramie czy TikToku, to już poszło... Dotarło do ludzi, że chodzenie do lumpeksów to nie obciach, a wręcz przeciwnie - źle się zaczęło patrzeć na chodzenie po galeriach. Można powiedzieć, że galerie, sieciówki – szczególnie te, które proponują chińszczyznę – są teraz obciachem. Są w tym miejscu, gdzie kiedyś był lumpeks. Nie wiem czy to, co się teraz dzieje można nazwać renesansem lumpeksów, ale na pewno jest to jakiś rodzaj odrodzenia.

Czy właściciele lumpeksów też zauważyli ten boom i podnieśli ceny?

- Wiktoria: – Ceny faktycznie są wyższe niż kilka lat temu, ale myślę, że to bardziej przez wysoką inflację, wojnę w Ukrainie i tak dalej. Chociaż trzeba zauważyć, że jest moda na niektóre firmy typu Adidas czy Nike i wiadomo, że tutaj ceny zawsze będą wyższe. Ale też wielu właścicieli lumpeksów, czy osób na sortowniach, nie zna mniej oczywistych firm, które znamy my i ci, którzy później polują na nie w sieci, więc w dalszym ciągu w lumpach można znaleźć tanie rzeczy.

- Daniel: Wszystko drożeje - zaczynając od mediów, a kończąc na wynajmie lokalu i transporcie. Wszystko poszło w górę, więc i ceny w lumpeksach również.

- Wiktoria: Na przykład dzisiaj mam ze sobą oryginalną torebkę Louis Vuitton kupioną w lumpie za 80 złotych. Jak na torebkę używaną, to spora cena. Ale jak na torebkę markową i to jeszcze od takiej marki, to cena jest super. A dodatkowo okazało się, że ona w ogóle nie była używana! Musiała leżeć u kogoś w szafie.

Kupujecie wszystko od razu, czy też czasem najpierw sprawdzacie certyfikaty itp. i dopiero wracacie po jakąś rzecz?

Daniel: Zazwyczaj kupujemy od razu. Wiemy bowiem, że jak coś jest dobrej marki i to odwiesimy, to ktoś od razu to zgarnie. Oczywiście sprawdzamy oryginalność danej rzeczy, ale czasem, jeśli się nie da stwierdzić szybko, to ryzykujemy. Te 80 zł na torebkę akurat zaryzykowaliśmy i dopiero wieczorem tego samego dnia dowiedzieliśmy się, że jest oryginalna na 100 procent.

Wiktoria: Nawet na zagranicznych grupach oficjalnych Luis Vuitton nie byli pewni, czy to oryginał. Ale w końcu to potwierdziliśmy. Wychodzimy z założenia, że czasami warto zaryzykować i wtopić te osiem dych w podróbę, niż później żałować.

A w jaki sposób sprawdzacie, czy dana rzecz jest oryginalna? Są jakieś strony, miejsca, grupy, na których można się tego dowiedzieć?

- Wiktoria: Pierwsza rzecz to metki – górne i dolne. My się już na nich znamy i one są pierwszą wskazówką, czy coś jest podróbką czy nie. Ważny jest też materiał, jakość wykonania, szwy, hafty. Ale mamy też swoją grupę na Facebooku, nazywa się Lump Gracze. Tam też jest wielu ludzi chętnych do pomocy.

- Daniel:

Mnie też ludzie często pytają o różne rzeczy w kwestii oryginalności ciuchów. Bywa, że dostaję nawet kilkaset zapytań dziennie. Niektórzy mówią, że powinienem za to pobierać jakieś drobne opłaty (śmiech). Ja jednak nie zamierzam akurat na tym zarabiać, a jeżeli ktoś chce mi się odwdzięczyć, to może coś wpłacić na zbiórkę na schronisko białostockie, którą założyłem w ubiegłym roku. Zebraliśmy tam ponad 5 tysięcy, a że zbiegło się to z sylwestrem, to za te pieniądze kupiliśmy leki uspokajające dla zwierząt - bo wiadomo fajerwerki i tak dalej. Pomagaliśmy też biednej rodzinie. Teraz zaś zbieramy na hajnowskie schronisko, mamy już około 1,5 tysiąca złotych.

Jak oceniacie – jeżeli chodzi o lumpeksy – swój rodzimy, czyli białostocki rynek?

- Daniel: Lumpeksów jest coraz więcej. Jeszcze do ubiegłego roku jeździliśmy w trasy po lumpeksach po całym naszym regionie – po Podlasiu, Lubelszczyźnie i nawet trochę zahaczaliśmy o województwo mazowieckie. Teraz zaś tylko w Białymstoku jest tyle lumpeksów, że ciężko jest znaleźć czas, żeby to wszystko przejrzeć. Więc już nawet w trasy nie jeździmy.

Macie jakiś grafik określający kiedy, gdzie i po co idziecie?

Daniel: Chodzimy tam, gdzie danego dnia są dostawy. Czasem jeździmy też po coś konkretnego - jak jakiś lumpeks wrzuci na Facebooka, na zajawkę, wszystkie te rzeczy i zobaczymy coś, po co warto pojechać, to zdarza nam się stać w kolejce od szóstej rano. Chociaż częściej przychodzimy na 5, 10 minut przed otwarciem. Mamy torebkę Louis Vuitton, jeden z naszych ostatnich zakupów, z którą wiąże się ciekawa historia. Zobaczyliśmy ją poprzedniego dnia zanim ją kupiliśmy. Zdjęcie, które było w necie, z dostawy w jakimś lumpeksie, wysłałem dwóm osobom. Ale to była fotka zrobiona słabym aparatem, a torebka też była pokazana w niezbyt ciekawym świetle. I te osoby, zapytane o opinię jeśli chodzi o jej autentyczność, skłaniały się do stwierdzenia, że to będzie podróba. Darowałem więc sobie stanie w kolejce. A później ta torebka jednak do nas trafiła. I dobrze. Dostaliśmy ją w lumpeksie od znajomej, której często również pomagaliśmy. Dobro wraca!

Ponoć w dniu dostawy w kolejkach dzieją się dantejskie sceny...

- Daniel: A tak, zdarzają się. Pamiętam jak kiedyś na schodach kilka osób przeszło po takiej starszej pani. Podbiegłem do niej, pomogłem wstać... A te osoby, które po niej deptały, to wcale nie byli młodzi ludzie, tylko też w starszym wieku...
No właśnie, bo dotychczas mówiliśmy głównie o młodych ludziach, którzy w lumpeksach szukają ubrań dla siebie czy też na sprzedaż. Ale do lumpeksów przychodzi też wielu seniorów.

- Daniel: Wydaje mi się, że starsze osoby często idą tam z nudów, żeby pogadać z kimś w kolejce. Niektórzy chodzą na ławeczkę, a inni – do lumpeksu. To jest zwykła potrzeba socjalizacji i zabicia nudy. Ale też wiele osób cierpi na zbieractwo i kupują te ciuchy byle coś kupować. Wiele razy słyszałem, jak starsze panie opowiadały, że mają już pełne szafy ubrań, a i tak kupują, bo... szkoda zostawić. Myślę, że to pokłosie poprzednich lat, czasów PRL, kiedy nic w sklepach nie było. Ta kultura kolejki, rodem z PRLu, jest wśród seniorów wciąż żywa właśnie w lumpeksach. Teksty typu „Pan tu nie stał” dalej da się usłyszeć (śmiech).

To wróćmy jeszcze do was – jak już znajdziecie w lumpeksach jakieś fajne rzeczy, to jak je potem sprzedajecie?

- Wiktoria: Jeśli coś jest firmowe, markowe, to wystawiamy to głównie na dwóch sprawdzonych zagranicznych portalach. Czasami się zdarza, że taka rzecz od razu znajduje klienta. Ktoś zobaczy na relacji, że coś kupiliśmy i już za chwilę do nas pisze, że chce to odkupić.

- Daniel: Zdarzało się też, że sprzedawaliśmy coś od razu po wyjściu z lumpeksu.

Ludzie was rozpoznają?

Wiktoria: Tak. W Białymstoku to jest dosyć hermetyczne środowisko - każdy każdego zna. Handlarze, tacy jak my, chodzą po lumpeksach przez cały rok, prawie codziennie, więc znamy wszystkich. Znają nas też panie ze sklepów. Są bardzo miłe, lubimy się.

Na wywiad do naszej redakcji przeszliście ze swoimi perełkami. Wśród nich była między innymi koszulka Metallicy. Czemu jest taka szczególna?

- Wiktoria: Bo jest to koszulka z 1992 roku i już takiej nie kupisz! Jest bardzo unikatowa, rzadko się zdarza. Chociaż udało nam się w Polsce znaleźć taką samą. Jedyna różnica była taka, że nie miała rękawów, były obcięte. Co też sprawiło, że była mniej warta. A tutaj mamy rozmiar xl, jest fajnie sprana i w dobrym stanie. To naprawdę rzadkość.

Kupiliście ją za 15 zł, a ile jest warta?

Daniel: Sporo. Tę z obciętymi rękawami kupiliśmy za dychę i w minutę lub dwie sprzedała się za 150 dolarów! Ta jest w bardzo dobrym stanie, więc jest jeszcze droższa.

Wśród waszych perełek znalazła się też wyjątkowa suknia ślubna....

Wiktoria. Tak, to była suknia Diora z lat dziewięćdziesiątych!

Daniel: I my ją zostawiliśmy w sklepie.. To nie był lump, tylko sklep charytatywny. Były tam rzeczy oddawane przez ludzi, głównie z Białegostoku. I bardzo ciekawi mnie historia tej sukni... Ale wracając do opowieści. Myśmy tej sukni nie kupiliśmy od razu, bo ludzie mówili, że tego nie warto brać, bo suknię ślubną każdy chce mieć nową, szytą na wymiar. I że to jest bezwartościowe. Pamiętam, że kosztowała prawie 40 złotych. Wtedy to było dla nas dużo pieniędzy, więc wróciliśmy do domu bez niej. Ale tak za nami chodziła, że kolejnego dnia stwierdziliśmy, że jednak ją chcemy. Z samego rana znalazłem numer do tego sklepu, zadzwoniłem i powiedziałem, że chcę ją zarezerwować. Pamiętam, że pani spakowała ją do specjalnego futerału, do tego były jeszcze rękawiczki. I jeszcze cenę mi opuściła na 30 zł! Te kilka złotych to nie były dla nas wtedy małe pieniądze.

Wiktoria: Zbieraliśmy się kilka lat, żeby ją wystawić, bo... nie mieliśmy manekina! (śmiech). Jak już kupiliśmy ładnego, drewnianego manekina, to zrobiliśmy zdjęcia i wystawiliśmy tę suknię na zagranicznej platformie. Powisiała kilka miesięcy i się sprzedała. Wystawiliśmy ją – w przeliczeniu na polską walutę – za 20 tysięcy zł, a sprzedała się za około 12,5 tysiąca zł.

Wspomniałeś Danielu, że chciałeś poznać historię tej sukni. Zastanawiacie się czasem, jakie są historie tych wszystkich ubrań?

- Daniel: Pewnie! Często jest tak, że ciuchy, szczególnie te markowe, trafiają do lumpeksu, bo ktoś ich na przykład nie odebrał z pralni. Kiedyś, jak moja mama chodziła jeszcze do lumpeksów i kupowała różne rzeczy tacie, to on żartował, że może ktoś w tym umarł. I jest w tym dużo racji, bo często te rzeczy są na przykład z domu spokojnej starości. Widać to, bo są podpisane. Może nikt w nich nie umarł, ale często jest tak, że należały do kogoś, kogo już nie ma...

Ponoć warto zawsze sprawdzać kieszenie...

Wiktoria: Tak, to prawda. U nas najciekawszą rzeczą znalezioną w kieszeniach był markowy długopis Mont Blanc. Znaleźliśmy go w kurtce skórzanej Burberry. Kiedyś mieliśmy też marynarkę wełnianą Gianni Versace i w środku, w kieszeni, były różne wizytówki, cały plik. Szukaliśmy nawet tego człowieka z wizytówek w sieci, ale się nie udało.

Daniel: Innym razem zaś w plecaku znaleźliśmy prawo jazdy. Napisałem do tej dziewczyny, powiedziała, że to już na szczęście stare prawo jazdy. Ale się pośmialiśmy. Słyszałem, że kiedyś ktoś znalazł kurtkę z więzienia marki The North Face. I chyba znalazł też tego gościa na Facebooku, do którego należała. W kieszeniach ubrań można znaleźć różne rzeczy - i to nie tylko fajne, jak pieniądze, ale też okropne, jak zużyte tampony czy strzykawki. Lepiej więc być ostrożnym buszując po tych kieszeniach.

Kiedyś mówiliście, że na sprzedaży ubrań z lumpeksów zarabiacie pięć podstawowych pensji miesięcznie. Nadal jest to wasze główne źródło dochodu?

- Daniel: Tak, zajmujemy się tylko tym. Mamy założone firmy i działamy. A jeśli chodzi o zarobki, to teraz trudno powiedzieć, bo i pensje trochę wzrosły. Ale w dalszym ciągu zarabiamy w granicach 20-30 tysięcy zł miesięcznie. W tym miesiącu, w którym sprzedaliśmy tę suknię Diora, mieliśmy rekordowy przychód – 39 tysięcy złotych, co daje ponad 30 tysięcy złotych zarobku na czysto.

Czy nadal ubrania skandynawskie są najbardziej poszukiwane i najlepsze?

- Daniel: To zależy czego się szuka. Jeżeli szuka się jakościowych rzeczy w dobrym stanie, to Skandynawia jest full wypas w tej kwestii. Ludzie w Skandynawii dbają o ubrania.

- Wiktoria: Zupełnie inaczej niż osoby w Wielkiej Brytanii. Tam ludzie są na bakier z dbaniem o ciuchy. I wiadomo - często nawet jak coś jest markowe, to nie nadaje się na dalszą sprzedaż, bo jest mocno poplamione, sprane czy nawet z dziurami.

[polecane]26718237[/polecane]

Jakie macie rady dla osób, które dopiero zaczynają odwiedzać lumpeksy?

- Wiktoria: W pierwszej kolejności trzeba zwracać uwagę na skład ubrań, nie na firmy. Warto patrzeć, żeby ubranie nie było z poliestru, a z jedwabiu albo chociaż z wiskozy.

- Daniel: Na początku nie warto też biegać na dostawy, bo można się po prostu przestraszyć. Jest ogromny tłum ludzi i wcale nie jest tak tanio. Lepiej przyjść pierwszego dnia wyprzedaży, bo wyprzedaż potrafi naprawdę zaskoczyć.

[polecane]26500547[/polecane]

Urszula Śleszyńska

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.