Wojewoda podlaski Jacek Brzozowski: Nie zamierzam się chować
Do funkcji w ogóle nie warto się przywiązywać. Rozpoczynając pracę w urzędzie wojewódzkim wolę myśleć, że jestem tu tylko na chwilę - mówi wojewoda podlaski Jacek Brzozowski.
Minęły już ponad trzy tygodnie, od kiedy został pan wojewodą podlaskim. Odnalazł się pan już w nowych realiach?
Jacek Brzozowski, wojewoda podlaski: Stanowisko objąłem oficjalnie 21 grudnia, więc tego czasu było i dużo, i mało. Na bieżąco dokonujemy audytów w różnych obszarach, które związane są z funkcjonowaniem Podlaskiego Urzędu Wojewódzkiego. Codziennie też spotykam się z dyrektorami odpowiedzialnymi za poszczególne wydziały w urzędzie. Chodzi nie tyle o to, by poznać ich zakresy kompetencyjne, bo mogę to wyczytać z regulaminu lub statutu, ale przede wszystkim, by porozmawiać o obszarach, którymi się zajmują. I wyzwaniach, które stoją przed wydziałami.
Zaskoczyło coś pana po przekroczeniu progu urzędu wojewódzkiego?
Nie, chociaż muszę przyznać, że gdybym wcześniej przez sześć lat nie pracował w administracji samorządowej, to wejście rzeczywiście mogłoby być trudniejsze. Mimo wszelkich różnic, w pracy w administracji rządowej i samorządowej jest wiele podobieństw.
Od 10 stycznia ma pan dwóch zastępców. Zapewne odciążą pana w obowiązkach?
Bardzo na to liczę, jak i na ich merytoryczny wkład w kierowanie urzędem wojewódzkim. Pani Ewa Kulikowska ma za sobą 18-letnie doświadczenie w bankowości sprofilowanej na sprawy rolnictwa. I właśnie sprawy związane z rozwojem wsi oraz ochroną środowiska są w obszarze jej kompetencji jako wicewojewody. Z drugiej strony, jako sołtys była bardzo blisko ludzi. Zna problemy mieszkańców wsi.
Z kolei Paweł Krutul, który decyzją Donalda Tuska został I wicewojewodą, będzie nadzorował sprawy związane z polityką społeczną i sprawami obywatelskimi. To sprawy istotne z punktu widzenia pewnej wrażliwości lewicowej; niewątpliwie przydadzą się tu też jego kompetencje uzyskane w pracy sejmowej Komisji Obrony Narodowej. To prawda, że ostatecznie to wojewoda sam podejmuje decyzje, ale wierzę w to głęboko, że będziemy sprawnie działającym zespołem. Zresztą nie ma innego wyjścia. Razem służymy i pracujemy dla dobra oraz jakości życia mieszkańców województwa podlaskiego.
No właśnie. O tym samym wspomniał Paweł Krutul odbierając akt powołania. Czy zatem zasadne jest, aby Podlasianie, którzy używają energii elektrycznej do ogrzewania domów, mieli taki sam limit kilowatów jej zużycia po niższej cenie jak mieszkańcy innych rejonów kraju? Ze względu na utrzymujące się od początku roku w naszym regionie znacznie niższe temperatury niż np. w płd-zachodniej Polsce, Podlasianie znacznie szybciej wykorzystają przyznane limity prądu. Czy zasadne jest, by w ogóle taki sam limit został wprowadzony administracyjnie na terenie całego kraju, skoro Polska podzielona jest na różne strefy klimatyczne?
W tego typu sprawach trzeba tylko mieć świadomość, że to nie wojewoda, ale Rada Ministrów podejmuje decyzje. Musimy też pamiętać, że Polska jest państwem unitarnym, z jednolitym systemem prawa.
Oczywiście, ale sam Paweł Krutul wspomniał o lobbingu na rzecz regionu.
Ja też rozumiem swoją pracę w ten sposób, że daje mi ona możliwość przedstawienia naszego punktu widzenia władzy centralnej, w konkretnych ministerstwach. I zgadzam się – mieszkamy w takim regionie, gdzie czasami jest minus 17 stopni, kiedy w tym samym czasie na Dolnym Śląsku plus 5. Mogę zatem obiecać, że przyjrzę się sprawie i jej uwarunkowaniom i nie wykluczam, że przedstawię swoją opinię władzom centralnym.
Bardzo ważną sprawą w naszym regionie jest kwestia zabezpieczenia granicy z Białorusią. Pan razem z ministrem obrony narodowej Władysławem Kosiniakiem-Kamyszem odwiedził w okresie świątecznych żołnierzy stacjonujących na granicy. Jakie są pana, jako przedstawiciela rządu w terenie, refleksje odnośnie sytuacji na granicy?
Będę podkreślał to, o czym mówił premier Donald Tusk, że ochrona granicy i integralności terytorium państwa polskiego jest świętością. I że polskie państwo zrobi wszystko, by granica była nienaruszalna. Służyć temu ma zapowiedziany w expose premiera pakiet działań, w tym także jak najnowocześniejsze zabezpieczenie tej granicy. Przy czym zastrzec należy, że wszelkie działania w tej sprawie prowadzone być powinny z zachowaniem praw człowieka. Jako wojewoda będący częścią administracji rządowej i utożsamiający się z tą wizją polityczną, zrealizuję ją w tych obszarach, które będą należały do moich kompetencji. O tych sprawach mówił zresztą w niedawnym wywiadzie wiceminister Maciej Duszczyk. Wskazywał cztery główne zadania związane z sytuacją na granicy. To po pierwsze dalsze jej wzmacnianie, po drugie uwzględnienie w działaniach aspektu humanitaryzmu, po trzecie kwestia odbudowy regionów przygranicznych, zapewnienie ludziom bezpieczeństwa i możliwości normalnego życia, wreszcie po czwarte – umiejętne przedstawianie polskiej specyfiki na Zachodzie, tak, żeby nasze problemy były tam w pełni rozumiane.
Jakby przekonał pan tych mieszkańców naszego regionu, ale też opozycję, że migrantom nadal trzeba pomagać za wszelką cenę. Mimo, że niektórzy uciekają nawet ze szpitali, by tylko przedostać się na Zachód.
Rozwiązania, nad którymi pracuje Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji to nie będzie jedna ustawa, ale pakiet prawnych regulacji. Dotyczących nie tylko służb mundurowych, ale także ludności cywilnej. To są naczynia połączone. W oparciu o te rozwiązania będę starał się, w ramach moich kompetencji, reagować. Rozmawiać z mieszkańcami, ale także aktywistami z różnych środowisk, którzy mają swoje przemyślenia z doświadczeń wolontariatu przy granicy.
Zapewne niedługo czeka nas wymiana wielu szefów urzędów terenowych administracji rządowej. Także dlatego, że niektóre stanowiska się zwolniły. Jak choćby w przypadku Podlaskiego Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków. W tym przypadku kandydatura na szefa WUOZ musi zostać uzgodniony z ministrem kultury. Jakim kluczem będzie się pan kierował zgłaszając propozycje personalne?
Jest jeden klucz: kompetencje. Osoby piastujące funkcje publiczne powinny być do tego przygotowane.
Zazwyczaj tak się mówi, gdy dochodzi do karuzeli kadrowej.
Zdaję sobie z tego sprawę, niemniej odpowiadam z przekonaniem. Wychodzę z założenia, że powołana przeze mnie osoba, której brak przygotowania, będzie szkodzić także mnie. A odnośnie podlaskiego konserwatora zabytków decyzja jeszcze nie zapadła, choć z pewnością zapadnie w najbliższych dniach.
Będzie konkurs, tak jak w przypadku kuratora oświaty?
Nie musi być. Oczywiście mam swoje przemyślenia na temat obsady kadry kierowniczej urzędu ochrony zabytków i przedstawię je ministrowi kultury. Uważam, że powinna nastąpić pakietowa zmiana, nie tylko konserwatora, ale też jego zastępcy. Tam potrzebny jest silny tandem. O tym zaś, że sprawy ochrony dziedzictwa kulturowego leżą mi na sercu świadczy choćby fakt, że powołałem pełnomocnika do spraw ochrony i promocji dziedzictwa kulturowego województwa podlaskiego. Bardzo liczę na jego głos doradczy, podobnie jak na innych moich pełnomocników. To jest w mojej opinii naturalne, że fachowcy w różnych obszarach i w różnych dziedzinach wskazują określone rozwiązania, które będę brał pod uwagę. Wierzę, że warto słuchać ekspertów.
No właśnie. Czy zakłada pan jakąś reformę tej części ochrony zdrowia, za którą odpowiada administracja rządowa w terenie?
Na jednym z pierwszych spotkań po objęciu stanowiska wojewody, zwróciłem uwagę moim współpracownikom, że w strukturze urzędu wojewódzkiego nie ma wydziału ochrony zdrowia. Zakres kompetencyjny rozłożony jest po innych: polityki społecznej, zarządzania kryzysowego… Dlaczego tak jest? Nie wiem. Poleciłem zatem dyrektorowi generalnemu rozpoznanie, czy nie warto byłoby na przykład, wzorując się na innych urzędach w kraju, powołać właśnie taki wydział, który pomógłby w lepszym stopniu skoordynować politykę zdrowotną.
Wracając jeszcze do tego pełnomocnika od dziedzictwa kulturowego, to na przełomie listopada i grudnia ubiegłego roku mieszkańcy Dojlid wystosowali do wojewody podlaskiego pismo z zastrzeżeniami do sposobu uchwalenia przez Radę Miasta Białystok i prowadzenia przez Urząd Miejski w Białymstoku planu zagospodarowania miejscowego na teren tzw. Sklejek. W jaki sposób podejdzie pan do tej sprawy mając na uwadze to, że trafił pan fotel wojewody wprost z fotela dyrektora departamentu prezydenta miasta.
Po pierwsze: jeszcze się sprawom poruszonym w piśmie nie przyglądałem. W związku z tym nie potrafię stwierdzić, jak odpowiem mieszkańcom. Na pewno jednak to zrobię, mimo że pismo było skierowane do poprzedniego wojewody. Wierzę, że cała procedura z punktu widzenia urzędu miejskiego została poprowadzona w sposób prawidłowy.
Jakie będzie miał pan podejście do prawa miejscowego uchwalanego przez Radę Miasta Białegostoku. Poprzedni wojewoda wiele uchwał uchylał w trybie nadzorczym, sprawy trafiały do sądu administracyjnego. Będzie pan w stanie tak samo się zachować, jeśli będą ku temu przesłanki?
Na pewno z czysto politycznego powodu niczego nie będę negował ani podważał, a takie sytuacje miały miejsce za mojego poprzednika. Mam bardzo krytyczne zdanie o wielu jego decyzjach i rozstrzygnięciach. Jak chociażby w sprawie budki meteorologicznej, która zastopowała de facto budowę hali sportowo-widowiskowej. Wszyscy służymy dobru województwa, jego mieszkańców. Białystok jest częścią województwa. Zarazem jednak zarówno sobie, jak i współpracownikom powtarzam, że wojewoda jest wojewodą podlaskim, a nie białostockim. Białystok ma bardzo dobrego prezydenta i poradzi sobie z wyzwaniami, przed którymi stoi jako miasto. Wojewoda ma znacznie szersze spektrum działań. W pierwszym rzędzie jednak chcę podkreślić, że jestem tu po to, żeby samorządy wspierać. Nie zamierzam podejmować decyzji złośliwych ani politycznych, z jakimi mieliśmy nierzadko do czynienia w ostatnich latach.
Nie ukrywam, że mam bardzo krytyczny stosunek do polityki Prawa i Sprawiedliwości wobec samorządu. Uważam, że ta partia i firmowany przez nią rząd metodycznie dewastowały samorząd w Polsce. Samorządowców postrzegano jako rywali czy wręcz wrogów, a nie partnerów w pracy na rzecz państwa. Nie miało to nic wspólnego z demokracją, wręcz przeciwnie – prowadziło do tego, że na szczeblu lokalnym ludzie mieli coraz mniej do powiedzenia. Mówię to z pełną odpowiedzialnością, bo obserwowałem to na każdym kroku.
Ten fragment ul. Mickiewicza, przy której stoi budynek urzędu wojewódzkiego, był w przeszłości świadkiem wielu protestów. Pan też uczestniczył w takiej manifestacji, gdy protestowały władze i pracownicy Wodociągów Białostockich oraz kierownictwo urzędu miejskiego. Gdy teraz przyjdą manifestować innej grupy branżowej, pracowniczej, to wyjdzie pan do protestujących czy wyśle swojego zastępcę?
Wszystko zależy od tego, jaka będzie sytuacja i czego będzie dotyczyła manifestacja. Jeśli uznam, że moja obecność jest wskazana, to oczywiście nie zamierzam się chować. Odnośnie manifestacji, którą pan przywołał, to powiem otwarcie, że Wody Polskie z premedytacją działały na szkodę jednostek samorządu terytorialnego. Dlatego z przekonaniem wziąłem udział w proteście.
Jak to się stało, że wykładowca akademicki oraz nauczyciel w liceum trafił do administracji. Najpierw samorządowej, a teraz rządowej.
Jako nauczyciel pracuję od 2002 roku, przez lata łączyłem pracę w II LO z pracą w Uniwersytecie w Białymstoku. Ucząc historii i wiedzy o społeczeństwie starałem się uwrażliwiać uczniów na szeroko rozumianą potrzebę działalności społecznej. Nie mają dla mnie znaczenia ich poglądy polityczne, liczy się w pierwszym rzędzie to, by przekonać ich, że warto wyjść poza strefę własnego komfortu i aktywnie zaangażować się w działalność publiczną.
Później wymyśliłem przedsięwzięcie – w mojej ocenie duże i ważne – skierowane przede wszystkim do uczniów i studentów: Festiwal Dyplomatyczny. Pierwsza edycja miała miejsce na przełomie 2015 i 2016 roku.
To była pana przepustka do kariery urzędniczej?
Nie, ale to była dobra szkoła, by z tym środowiskiem się zapoznać. Pojawiła się propozycja startu z rekomendacji Komitetu Tadeusza Truskolaskiego w wyborach samorządowych do Rady Miasta. Otrzymałem 666 głosów, co – biorąc pod uwagę, że startowałem z przedostatniego miejsca na liście – wydaje mi się całkiem niezłym osiągnięciem. Chodziło mi jednak przede wszystkim o doświadczenie i rzeczywiście bardzo dużo nauczyłem się w tej kampanii.
Potem zostałem dyrektorem departamentu prezydenta miasta Białegostoku. Prezydenta, którego bardzo szanuję. Uważam, że Tadeusz Truskolaski odmienił to miasto. Wiem, co mówię, bo przyjechałem do Białegostoku w 1997 roku. Wystarczy sobie przypomnieć, jak wyglądało miasto przed jego prezydenturą i po jej 18 latach. Przez ostanie sześć lat obserwowałem ją najbliżej jak tylko można to robić.
Z kolei przed ostatnimi wyborami zaangażowałem się w kampanię posła Krzysztofa Truskolaskiego. W momencie, kiedy pojawiła się propozycja objęcia stanowiska wojewody…
Od posła?
Pozwoli pan, że nie będę zdradzał całej kuchni. A zatem, kiedy pojawiła się propozycja, przyjąłem ją z wielką dumą, ale też poczuciem odpowiedzialności. To jest bardzo poważne wyzwanie. Nie boję się ich podejmować. Jestem ambitny, pracowity. Zamierzam podołać misji, którą mi wyznaczył Prezes Rady Ministrów.
Używając terminologii sportowej obliczona jest ona na sprint, średni czy może długi dystans?
Do funkcji w ogóle nie warto się przywiązywać. Rozpoczynając pracę w urzędzie wojewódzkim wolę myśleć, że jestem tu tylko na chwilę. Oczywiście, trudno sprecyzować ramy czasowe tej „chwili”. Jeśli spojrzymy na nią przez pryzmat moich poprzedników, to wyglądało to różnie. W przypadku Bohdana Paszkowskiego było to osiem lat, Macieja Żywny – siedem. Ale były również znacznie krótsze, jednoroczne jak w przypadku śp. Andrzeja Meyera. Im jestem starszy, tym większe mam wrażenie, że bardziej służą mi biegi długodystansowe, nawet na dystansach dłuższych niż maraton. Tyle, że nie do końca będzie to ode mnie zależało. Nakłada się na to sytuacja polityczna w kraju i decyzje premiera, który jest moim przełożonym. W tym czasie, który jest mi dany, chciałbym jak najlepiej służyć województwu i jego mieszkańcom
Wspomniał pan swoich poprzedników. Zanim zostali wojewodami, piastowali – podobnie jak pan – wysokie stanowiska w białostockim magistracie. A Bohdan Paszkowski i Maciej Żywno również parlamentarzystami. Czy tą samą ścieżką zamierza wbiec do gmachu przy Wiejskiej Jacek Brzozowski?
Uważam, że nie warto dziś się zastanawiać, co będzie, kiedy przestanę być wojewodą. Po pierwsze, dlatego, że nie wiem, kiedy to się stanie. Nie wiem też, jak będzie układało się moje życie. Nie sięgam tak daleko w przyszłość. Choć w polityce nigdy nie powinno się mówić nigdy. Dlatego nie mogę wykluczyć żadnego rozwiązania w przyszłości, ale na pewno nie zamierzam nad tym teraz myśleć.