Zakochali się w Hiszpanii na amen. W Białymstoku

Czytaj dalej
Fot. Wojciech Wojtkielewicz
Agata Sawczenko

Zakochali się w Hiszpanii na amen. W Białymstoku

Agata Sawczenko

Praktycznie we dwójkę od 10 lat organizują w Białymstoku Dni Hiszpańskie. - Co roku mamy nowe pomysły, co roku chcemy tę Hiszpanię pokazać z innej strony - mówią Joanna i Grzegorz Sienkiewiczowie. I zapowiadają, że tych pomysłów wystarczy jeszcze na wiele lat.

Wtej rodzinie nie ma osoby, która nie uczyłaby się hiszpańskiego. Mama zapisała się już na pierwsze zajęcia w szkole, uczy się siostra, siostrzeniec, cioteczni bracia... Córeczki, siedmio- i pięcioletnia już od dawna uczestniczą w zajęciach dla maluchów. Nawet 90-letniej babci Asia udziela lekcji w domu. Uczy ją liczyć po hiszpańsku, uczy dni tygodnia. No dobra - tylko tata nie chce spróbować swoich sił w nauce języka. Ale i tak kibicuje z całych sił. I co roku daje się namówić na Dni Hiszpańskie. Teraz też zapowiedział, że przyjdzie. Przecież to już 10. raz! Jak ten czas leci!

10. Dni Hiszpańskie Rozpoczną się już w najbliższy czwartek grą językową dla osób uczących się języka hiszpańskiego. W czwartek czeka nas również m.in. prezentacja „Smaki Walencji, czyli odkrywamy CHUFA” czy „Podróż do Galicji” oraz koncert muzyki hiszpańskiej. W piątek organizatorzy zapraszają na warsztaty języka hiszpańskiego i spektakl teatralny „Duda razonable”. W sobotę odbędą się m.in. warsztaty tańca reggaeton oraz flamenco, aktorskiei pokaz taneczny grupy Cuban Flow.

Wszystko zaczęło się od tańca. Rodzice zapisali mała Joannę Sienkiewicz i jej siostrę Małgorzatę na taniec współczesny. - Ale zawsze pociągały nas ruchy i rytmy hiszpańskie - mówi Joanna. Pamięta ten dzień, kiedy poprosiła rodziców, by zapisali ją również na język hiszpański. Nie było jednak jeszcze w Białymstoku szkoły, która by prowadziła takie lekcje. Dopiero rok później powstała jedna, eksperymentalna. - Poszłam tam. I po trzech sekundach wiedziałam, że hiszpański to jest to, czym się chcę zająć w życiu - uśmiecha się Joanna. Przyznaje, ze później za wszelką cenę starała się wszystkim przekazać to wszystko, czego nauczyła się na zajęciach: - Uczyłam i sąsiadki, i koleżanki, i siostrę, mamę. Tak mnie to fascynowało. Tak pięknie brzmi ten język.

Ale dopiero po kilku latach rodzice zabrali ją pierwszy raz do Hiszpanii. - Do naszego pokoju hotelowego weszli złodzieje. Cały dzień więc spędziłam na komisariacie i w policyjnym wozie. A potem, po tygodniu zbankrutowało biuro podróży - dziś Asia już uśmiecha się na te wspomnienia. Ale wtedy nie było jej do śmiechu. Choć przyznaje, że to właśnie te przygody pomogły jej tak naprawdę przełamać się i zacząć mówić po hiszpańsku.

Potem do Hiszpanii jeździła coraz częściej. Do Malagi, Granady... - Klimat, słońce, brzmienie języka, zapachy, muzyka - Asia wymienia, co ją fascynuje w Hiszpanii.

Na studia poszła na ekonomię - bo tata powiedział, że w życiu trzeba mieć dobry zawód. Ale dopięła swego. Jeździła do Hiszpanii i tam studiowała równolegle. Dziś z dumą pokazuje ogromny dyplom ukończenia hiszpańskiego uniwersytetu - podpisany przez samego króla!

To wykształcenie pozwoliło jej na spełnienie marzeń - założyła w Białymstoku szkołę językową - Gran Via. A że Hiszpania to nie tylko język, w tej szkole byli mile widziani również uczniowie po standardowych zajęciach. - Bo nie umiem uczyć o jedzeniu bez gotowania, o tańcu i muzyce bez tańczenia - uśmiecha się Joanna. Tych spotkań z miesiąca na miesiąc było coraz więcej. Jeśli ktoś znajomy przyjechał z Hiszpanii, zapraszali go do Gran Vii, by opowiedział o swoich odczuciach, spostrzeżeniach. Rozmawiali o kulturze, historii, ludziach, parzyli yerba mate, tańczyli. A słuchacze chętnie na te wieczorki przychodzili.

- I coraz częściej pytali, czy mogą przyprowadzić również znajomych - dodaje Grzegorz Sienkiewicz, mąż Joanny, który w hiszpański też się wciągnął na całego. - A my mieliśmy potrzebę, żeby robić coraz więcej rzeczy, w coraz więcej imprez się angażować. To nie mogła być tylko praca z książką, suchy biznes.

Założyli więc fundację. Po to, by w Białymstoku promować Hiszpanię. Pierwsze Dni Hiszpańskie zorganizowali 10 lat temu. Od razu przekonali urząd miasta, który i wtedy, i za każdym razem później na tę imprezę daje im dotację. - Dużo nas to wysiłku kosztowało - przyznaje dziś Grzegorz. Wtedy zaproponowali białostoczanom przegląd filmów Almodovara, prezentacja piosenek i wierszy z jego filmów, koncert, wykłady, dyskusje...

Ale każde Dni Hiszpańskie są inne. - Bo cały czas szukamy nowych pomysłów. One też są odzwierciedleniem naszego rozwoju, naszych zainteresowań, naszego doświadczenia. Zaczęliśmy od szlagierów, hitów, które wszystkim kojarzą się z Hiszpanią. Teraz jesteśmy na etapie wyłapywania perełek, szukania rzeczy nieoczywistych.

Tak jest na przykład z flamenco: - Ja je zawsze traktowałem trochę jak cepelię, coś, co jest robione pod turystów, coś bez duszy - mówi Grzegorz. Dlatego zawsze starał się, by flamenco na koncertach było przeplatane z innymi stylami muzycznymi rodem z Hiszpanii. Ale jakiś czas temu spotkał się w Hiszpanii z Askoa. Ćwiczyła flamenco po osiem godzin dziennie. - Ona tym żyje. I zrozumiałem, że to jest żywa kultura, żywa muzyka, która cały czas się zmienia - mówi. Dlatego w tym roku zaprosili ją z całym zespołem z Kraju Basków. - Do tego będzie instrument czalaparta - mówi Joanna. - To takie cymbały z kawałków drewna i kamieni. Przetransportować je z Hiszpanii. To było wyzwanie. Bo ważą 400 kilogramów! - tłumaczy.

Nie ma wątpliwości - Hiszpania zawsze będzie w ich sercach. - Jeśli Asia trzy-cztery razy w roku nie jest w Hiszpanii, to nie żyje - śmieje się Grzegorz. A jego żona tłumaczy: - Te podróże pozwalają nam łączyć przyjemne z pożytecznym. Kręcimy wideo, poznajemy ludzi, rozmawiamy, nawiązujemy przyjaźnie. A później możemy pokazać to w Białymstoku.

A dzięki nim Białystok zaczął liczyć się w Hiszpanii. Na pomoc Ambasady Hiszpanii przy organizacji imprezy mogą liczyć już od lat. - Okazało się też, że rozmawiają o nas na różnych hiszpańskich targach, imprezach kulturalnych poświęconych promocji regionów - dodaje Grzegorz. - Coraz więcej regionów się nami interesuje. Ale jak widzą, gdzie jest Białystok i jakiej jest wielkości, to się klepią w głowę: O co tu chodzi? w takim małym mieście dzieją się takie rzeczy? Ale i tak stwierdzają, że przyjazd do nas ma sens.

A Joanna i Grzegorz? Zapewniają, że 10. Dni Hiszpańskie na pewno nie będą ostatnimi. Bo choć zorganizowanie ich wymaga od nich nie lada wysiłku i mnóstwa czasu - bo tak naprawdę wszystko wymyślają tylko we dwójkę, to sprawia im to mnóstwo frajdy. - Nam się to nie nudzi - zapewnia Grzegorz. - My co chwilę, co roku, znajdujemy nowe pomysły na tę imprezę. Co roku chcemy jeździć do Hiszpanii i z innej perspektywy ją oglądać. Ale co jest też fajne - to poprzez odkrywanie innych kultur, patrzymy z innej perspektywy na samych siebie i na to, co mamy w naszym regionie.

Bo często polskie tradycje można połączyć z tymi hiszpańskimi. Na przykład w tym roku - w ten sposób zorganizowane będą warsztaty ceramiki.

Dlaczego tak się dzieje? Bo na każdą edycję Dni zapraszają przecież gości z krajów hiszpańskojęzycznych. I każdy z nich chce w Białymstoku zostać trochę dłużej. Pyta więc, co warto tu u nas zobaczyć, czym się zainteresować, gdzie pojechać. - To cieszy, bo zawsze później opowiedzą o Białymstoku, Podlasiu swoim znajomym. I być może jeszcze tu wrócą - mówi Grzegorz.

Agata Sawczenko

W "Kurierze Porannym" i "Gazecie Współczesnej" zajmuję się przede wszystkim szeroko pojętą ochroną zdrowia. Chętnie podejmuję też tematy społeczne i piszę o ciekawych ludziach.

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.