Żeby w kulturze nie zabrakło kultury

Czytaj dalej
Fot. Pawel Relikowski
Joanna Pluta

Żeby w kulturze nie zabrakło kultury

Joanna Pluta

Nowa władza to nowa polityka, również kulturalna. O to, jak zapowiada się najbliższy czas w kulturze, zapytaliśmy artystów i twórców z regionu.

Po tym, jak nowy minister kultury i dziedzictwa narodowego, prof. Piotr Gliński, wezwał Teatr Polski we Wrocławiu do wstrzymania prób do spektaklu „Śmierć i dziewczyna”, w którym rzekomo aktorzy porno mieli odegrać pełny akt seksualny, pojawiły się głosy obaw, że do Polski wraca cenzura. Że to próba ingerencji w sztukę i zły prognostyk na przyszłość dla instytucji kultury i artystów.

Czy rzeczywiście jest się czego obawiać? - Myślę, że to był dla prof. Glińskiego debiut w roli osoby, która musi, czy to z powodu światopoglądu czy przekonań politycznych, ustosunkować się do sytuacji takiej jak we wrocławskim teatrze - uważa Andrzej Churski, dyrektor toruńskiego teatru im. Wilama Horzycy. - Zrobił to w taki, a nie inny sposób i wydaje mi się, że tym, kto na tym skorzystał, jest właśnie Teatr Polski we Wrocławiu (wyprzedane bilety na wszystkie spektakle „Śmierci i dziewczyny” - przyp. red.). Czy się obawiam, co może się dziać dalej ze strony ministerstwa kultury? Raczej nie, na razie jestem po prostu zdziwiony. Mam nadzieję, że wicepremier i minister kultury zorientuje się, że wobec wydarzeń kulturalnych nie powinien przyjmować roli cenzora.

Cenzura to jedno, a pieniądze to drugie. Wicepremier Gliński przy okazji swojego apelu o zaprzestanie prób „Śmierci i dziewczyny” przypomniał, że jego resort rocznie dofinansowuje wrocławski teatr pięcioma milionami złotych. - Prof. Leder, filozof kultury, powiedział jakiś czas temu, że kultura jest na smyczy hegemona - może nie ma cenzury, ale jest za to zależność finansowa - mówi Zbigniew Lisowski, szef Baja Pomorskiego. - Myślę jednak, że na razie należy zachować powściągliwość i spokój. W końcu, jeśli chodzi o ten konkretny przypadek wrocławskiej sceny, nic takiego się nie wydarzyło. Czy zmieni się kulturalna polityka państwa? Pewnie tak, bo zmieniła się władza. Poczekajmy, zobaczymy, jakie będą priorytety nowego szefa resortu kultury.

Więcej dla mniejszych

Spokojnie do tematu podchodzi także Katarzyna Gębarowska, bydgoska fotografka, właścicielka galerii Farbiarnia i szefowa fundacji o tej samej nazwie.

- Cenzura? Była i będzie. Skandale towarzyszą sztuce od zawsze. I zawsze pewne środowiska się oburzają, a artyści działają dalej. Jeśli natomiast chodzi konkretnie o nowego szefa ministerstwa kultury, jedno, co zapowiedział, bardzo mi się podoba. - wskazuje. - Mianowicie inne rozłożenie środków. Nie da się ukryć, że do tej pory w otrzymywaniu ministerialnych dotacji prym wiodły fundacje i placówki z takich miast, jak Warszawa czy Wrocław. Mniejsze miasta - nie mówiąc już o zupełnie maleńkich - musiały obejść się smakiem. Liczę, że to się zmieni.

Mieszane uczucia ma Qba Janicki, bydgoski muzyki współprowadzący klub Mózg - zarówno ten w Bydgoszczy, jak i jego filię w stolicy. - Mimo że minister Gliński w ekwilibrystyczny sposób pokazał, jak można sobie zepsuć PR w ramach jednego zdania, mimo że dał się podpuścić szarej, znudzonej życiem masie, na apel o odwołanie premiery wyprzedanego już do końca roku spektaklu „Śmierć i dziewczyna” do tekstu noblistki Elfriede Jelinek, wreszcie. mimo że jego zastępca nie ma nic wspólnego z jakąkolwiek formą kultury czy sztuki, to muszę przyznać, że powiedział kilka rzeczy, które mnie bardzo ucieszyły - mówi. - Wspomniał na przykład o wstrzymaniu dofinansowań dla popularnych polskich kabaretów, co uważam za strzał w dziesiątkę! No i w sumie zreflektował się jednak na temat tego wrocławskiego spektaklu i obiecał większy obiektywizm w przyszłości.

Jest jednak coś, czego Janicki się obawia. - Boję się, że z wielu powodów może nie być dla nas miejsca. Mówiąc dla nas, mam na myśli ludzi kultury, zajmujących się rozwojem wolnej myśli, pokojowych z natury, dążących do harmonii, zrozumienia świata - wyznaje. - Obawiam się nawet nie tego, co zrobią politycy sami z siebie, ale tego, co będą musieli zrobić pod presją ludu, który ich wybrał. A lud ten nie jawi się dobrze w moich oczach. To strasznie przykre, ale niestety zwolennicy aktualnej partii rządzącej to w większości bardzo zawistna, szkodliwa i bezmyślna grupa, która generalnie lubi psuć. Po prostu. Dla zasady. Nie podoba im się to, co jest, więc chcą to zniszczyć, nie mając żadnej koncepcji na to, co ma być dalej. Stąd też boję się, że może zostać zniszczone wszystko to, co myślący progresywnie Polacy stworzyli przez ostatnie 26 lat.

Z władzą nie po drodze, ale...

- Z drugiej strony liczę, że może zaczniemy mieć ciśnienie, żeby zmieniać świat - kontynuuje i tłumaczy. - W wielu przypadkach słowo artysta stało się ostatnimi laty jednym z kolejnych biznesowych terminów, a sztuka kolejnym z produktów. I tu właśnie pojawia się moja nadzieja, ponieważ gdy władza nie jest po drodze inteligentom, to ci zabierają się do roboty z całego serca i choć sytuacja finansowa może być gorsza, choć sztuka współczesna i progresywna kultura może mieć trochę pod górkę, to okazać się może, że energia artystyczna będzie prawdziwsza i silniejsza, a publika ochoczo wróci na undergroundowe sceny, do niepublicznych teatrów, do offowych galerii.


P. Gliński: Seks i nagość, jeżeli mają uzasadnienie artystyczne, są akceptowane. TVN24/x-news

Emilia Walczak, pochodząca z Łodzi, ale żyjąca w Bydgoszczy pisarka liczy, że minister kultury zachowa zdrowy rozsądek. - Jestem teraz na „emigracji wewnętrznej”, czyli staram się unikać informacji na temat tego, co aktualnie dzieje się w polityce, a jak już coś z tego do mnie dotrze, to próbuję aż tak bardzo się tym wszystkim nie ekscytować. Nie wiem, czy minister kultury działa z przekonania, czy po prostu na zasadzie opozycji do działań byłej minister Omilanowskiej, która po aferze związanej ze spektaklem „Golgota Picnic” zajęła zdecydowane stanowisko, mówiąc, że w kraju demokratycznym nie może być miejsca na cenzurę prewencyjną. Osobiście jestem związana z wydawnictwem, które publikuje autorów zarówno z prawa, jak i z lewa. Mimo osobistych sympatii redaktora naczelnego tego wydawnictwa - raczej prawicowych - nie stosuje on żadnej cenzury „obyczajowej”, i to jest super. Uważam, że w kulturze powinno być miejsce dla wszystkich, a nie tylko dla tych, którzy sympatyzują z daną opcją polityczną ze względów koniunkturalnych. Jeśli nowy rząd szykuje jakiś odwet, to będzie to szkodliwe absolutnie dla wszystkich, bo źle jest, gdy emocje biorą górę nad zdrowym rozsądkiem.

Joanna Pluta

W "Pomorskiej" zajmuję się dwoma tematami - kulturą i zdrowiem. Ten pierwszy jest zdecydowanie bardziej fascynujący. Drugi natomiast daje o wiele więcej satysfakcji.

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.