Zegarmistrz, który nie nosi zegarka. Na Gdańskiej w Bydgoszczy jest niezwykły zakład

Czytaj dalej
Fot. Dariusz Bloch

Zegarmistrz, który nie nosi zegarka. Na Gdańskiej w Bydgoszczy jest niezwykły zakład

Najstarszy zegar, który przyszło mu naprawiać miał około 150 lat. Udało się go uruchomić. Niestety już od lat brakuje chętnych, którzy chcieliby uczyć się tego fachu.

To miejsce zdecydowanie ma swój klimat. Zupełnie jakby czas na Gdańskiej 3 się zatrzymał. Wnętrze nie było remontowane od lat 70. Na ścianach znajdują się drewniane boazerie i stuletnie zegary. Gdy tylko przekroczy się próg, czuć charakterystyczny zapach. - To przez kąpiele w amoniaku - mówi Adam Kruczyński, który zegarmistrzem jest już ponad 43 lata. - To w nim zamaczamy mechanizm podczas naprawy.

Zakład zegarmistrzowski istnieje w tym samym miejscu od ponad 80 lat. Tyle jego obecni właściciele potrafią potwierdzić w znalezionych dokumentach. - Moi najstarsi klienci wspominali tamte czasy - mówi Kruczyński. - Potem działalność przejął pan, który nazywał się Czerniak. Ja sam pamiętam, gdy z mamą za rękę chodziłem Gdańską i przypatrywałem się witrynie. Nie tylko naprawiał zegarki, ale także sam wytwarzał narzędzia, które to umożliwiały.

To właśnie po nim pozostał charakterystyczny wystrój wnętrza, ale także zabytkowy sejf. - Podobno był tu od samego początku - opisuje Kruczyński. - To właśnie tam na noc chowano drogocenne zegarki w złotych kopertach. Raz nawet ktoś próbował sforsować pancerne drzwi, ale nie udało mu się. Po złodzieju pozostały tylko rysy.

Adam Kruczyński miał być elektrykiem. Szybko jednak okazało się, że wygrało jego zamiłowanie do precyzji. Po podstawówce wybrał szkołę zawodową. Trzy razy w tygodniu miał praktyki, podczas których nauczył się wszystkiego. Następnie rozpoczął służbę wojskową, a do jego zadań należał m.in. serwis… zegarów. - Służyłem w Olsztynie i Szczecinie - wspomina 62-latek. - Następnie ściągnięto mnie do Bydgoszczy, ponieważ odszedł stamtąd ówczesny zegarmistrz.

Naprawiał i konserwował stopery, zegary samolotowe, te znajdujące się w czołgach, ale także... noktowizory. Po dwóch latach skończył służbę, jednak pozostał w jednostce przy Gdańskiej. Kolejne trzy przepracował bowiem jako pracownik cywilny. - Potem wyjechałem do Niemiec - wspomina. - Jednak wróciłem i do miasta i do zawodu.

Pracował na Długiej, tam gdzie teraz mieści się kantor i w Spółdzielni Usług Precyzyjnych Omega. Stamtąd trafił na Gdańską 3 i wspólnie z dwoma innymi zegarmistrzami prowadzi zakład już od ponad 30 lat.

Na ścianach niewielkiego lokalu znajdującego się w jednej z kamienic wiszą rozmaite zegary. Większość z nich ma około stu lat. Wszystkie głośno wybijają kolejne godziny i czekają na odbiór przez klientów. Najstarszy, który trafił do naprawy miał ponad 150 lat. - I był jak do tej pory największym wyzwaniem - uzupełnia Kruczyński. - Posiadał bardzo skomplikowany mechanizm z kukułką. Ale w końcu udało się go uruchomić.

Każdy z zegarów posiada numer seryjny. To właśnie na jego podstawie można określić jego wiek i miejsce, w którym powstał. - Ale trzeba mieć dostęp do katalogów, które zawierają te wszystkie informacje - opisuje. - Najczęściej zajmujemy się nowoczesnymi zegarkami, które napędza bateria. Nie mają już duszy i są po prostu przyrządem, który odmierza czas. Są za to znacznie dokładniejsze.

Zakład mieści się w pomieszczeniu wynajmowanym od Administracji Domów Miejskich, a jego właściciele są rekordzistami pod względem lat, które upłynęły od podpisania pierwszej umowy. - Kiedyś na Gdańskiej można było spotkać jeszcze trzy inne zakłady - opisuje Kruczyński. - Teraz tylko my zostaliśmy.

Brakuje szkół zawodowych, a uczniów można ze świecą szukać. Przez te wszystkie lata tylko trzy osoby pytały o możliwość przygotowania się tam do zawodu. - Obawiam się, że jeszcze trochę i w ogóle nie będzie zegarmistrzów - ocenia Kruczyński.

W tym zawodzie liczy się przede wszystkim precyzja i cierpliwość. Dużo cierpliwości. - Najpierw zajmujemy się zdiagnozowaniem problemu - tłumaczy. - W tym celu musimy zajrzeć do środka zegara i sprawdzić w jakim stopniu jest zużyty mechanizm.

O ile do tych nowoczesnych można dokupić części w hurtowni, ze starszymi modelami już się to nie uda. - Można oczywiście przeszukać internet i zamówić zepsuty lub brakujący element, jednak w przypadku starych części nigdy nie wiadomo, czy to co przyślą będzie tym czego tak naprawdę potrzebujemy - tłumaczy zegarmistrz.

Dlatego np. kółka, które przez pomyłkę większość nazywa trybami tworzą sami. Naprawa może trwać od 8 do 10 godzin. - Najwięcej czasu poświęciliśmy na ten 150-letni model - mówi. - Był w pięknie zdobionej szafce i wykonaliśmy kapitalny remont.

Miesięcznie trafia do nich kilkadziesiąt czasomierzy. - Od ponad 20 już lat nie noszę zegarka na ręku - dodaje. - Mam w domu, ale jakoś nie jest mi potrzebny.

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.