Minister zdrowia nie ma wątpliwości: żaden szpital nie odmówił zgwałconej kobiecie legalnej aborcji. Sprawę - nagłośnioną przez Federę - nazwał „kolosalną manipulacją”. Z kolei rzecznik praw pacjenta sprawdza podlaskie szpitale, a politycy opozycji i związane z opozycją organizacje wskazują na konieczność zmiany prawa
O sprawie zgwałconej, niepełnosprawnej intelektualnie kobiety z Podlasia zrobiło się głośno kilka tygodni temu. W połowie stycznia Federacja na rzecz Kobiet i Planowania Rodziny Federa poinformowała w mediach społecznościowych, że podlaskie szpitale - powołując się na klauzulę sumienia - odmówiły aborcji. Sprawa poruszyła wszystkich, i media, i organizacje pomocowe, Rzecznika Praw Pacjenta oraz Rzecznika Praw Obywatelskich. Wyjaśnienia sprawy chciało również Ministerstwo Zdrowia, a politycy opozycji zwoływali w Sejmie kolejne konferencje. Kwestia odmowy aborcji tym bardziej bulwersowała, że pierwotnie Federa podała, iż sytuacja dotyczy 14-letniej dziewczynki.
Prof. Kopania: Czasem podpisanie klauzuli sumienia powinno być jednoznaczne z rezygnacją z pracy
Zabieg ostatecznie - dzięki interwencji Federacji na rzecz Kobiet i Planowania Rodziny Federa - miał odbyć się w Warszawie. Dziennikarka naszej gazety postanowiła zlokalizować szpital, który odmówił aborcji. Po kontakcie z wszystkimi jednostkami prokuratury z terenu woj. podlaskiego, a nawet z Białej Podlaskiej i okręgu siedleckiego, udało nam się zidentyfikować tylko jedną sprawę o podobnych okolicznościach, jak historia opisywana przez Federę. Jak poinformowaliśmy na naszych łamach 26 stycznia br., ta pokrzywdzona ma jednak 25 lat, a śledztwo wszczęte 9 grudnia 2022 r. nadzoruje Prokuratura Rejonowa w Siemiatyczach. Zatrzymany w tej sprawie 48-latek usłyszał zarzut doprowadzenia do obcowania płciowego kobiety „nieporadnej ze względu na stan psychiczny wynikający z upośledzenia umysłowego”. Grozi za to od 6 miesięcy do 8 lat więzienia. - Wobec podejrzanego zastosowano środek zapobiegawczy w postaci dozoru policji połączony z zakazem zbliżania się i kontaktowania z pokrzywdzoną - mówiła nam prokurator Magdalena Szepietowska, szefowa jednostki.
O naszych wątpliwościach dotyczących nagłośnionej sprawy 14-latki poinformowaliśmy wtedy Narodowy Fundusz Zdrowia, Rzecznika Praw Pacjenta, Rzecznika Praw Obywatelskich i oczywiście Ministerstwo Zdrowia. Każda z instytucji odpowiadała tak samo: sprawdzamy.
9 lutego okazało się, że mieliśmy rację. To tego dnia Rzecznik Praw Pacjenta Bartłomiej Chmielowiec przedstawił wyniki raportu na temat tej sprawy, przygotowanego na polecenie ministra zdrowia Adama Niedzielskiego. Rzecznik poinformował, że sprawa nie dotyczy 14-latki, ale osoby dorosłej, która 29 grudnia ub.r. w trzy godziny od wydania przez prokuraturę zaświadczenia o możliwości wykonania legalnej aborcji, miała przeprowadzony taki zabieg w jednym w warszawskich szpitali. Dodał, że nie potwierdziła się informacja, że w jakiejkolwiek placówce medycznej na Podlasiu odmówiono wykonania zabiegu legalnej aborcji tej pacjentce. Co więcej - aborcja została przeprowadzona już trzy godziny po wydaniu zaświadczenia przez prokuraturę. A bez tego nie można przecież wykonać zabiegu.
- Ta kolosalna manipulacja z całą pewnością była obliczona na wywołanie pewnych emocji. Pewnych emocji społecznych i piętnowania różnych rozwiązań, a przede wszystkim tego, co było w jakby centrum uwagi w tej sytuacji, czyli tzw. klauzuli sumienia - ocenił tę sytuację Adam Niedzielski, minister zdrowia.
Federa: to nasz błąd
Federa przyznała się do błędu - w mediach społecznościowych - dwa dni wcześniej. Jak pisali przedstawiciele fundacji, pomyłka w wieku poszkodowanej wynika prawdopodobnie z błędnie sporządzonej notatki. Przygotowała ją konsultantka, która jako pierwsza rozmawiała z ciotką pokrzywdzonej (bo to właśnie ciotka szukała pomocy w fundacji). Na profilu Federy czytamy: „Doszło do nieporozumienia, ciocia używała też sformułowania „dziewczynka”. Niezależnie od przyczyny - tak, informacja o wieku pokrzywdzonej okazała się nieprawdziwa, za co przepraszamy. Nie widziałyśmy na żywo osoby, której pomagałyśmy, bo po pierwsze nie było na to czasu, po drugie nigdy nie każemy osobom stawiać się u nas w biurze osobiście. Dane medyczne są i tak weryfikowane na miejscu w szpitalu. My czuwamy, by nie dochodziło do nadużyć po stronie placówek”
Przedstawicielki Federy przyznają, że mają świadomość, że to prawdopodobnie błędnie podany wiek poszkodowanej sprawił, że sprawa wzbudziła tak wielkie zainteresowanie: „Podałyśmy, że sprawa dotyczy 14-latki. Najprawdopodobniej przez to historią zainteresowały się zarówno media, jak i instytucje krajowe, np. Ministerstwo Zdrowia czy Prokuratura Krajowa. Przyznajemy jednak, że po naszej stronie doszło do podania błędnej informacji dotyczącej wieku - skontaktowałyśmy się telefonicznie z rodziną pokrzywdzonej i potwierdziłyśmy, że ma ona w istocie 24 lata. Wszystkie pozostałe informacje dotyczące tej sprawy są prawdziwe” - zapewniają. „Nie miałyśmy żadnych powodów, aby przekazywać nieprawdziwą informację dotyczącą pokrzywdzonej” - czytamy na profilu internetowym fundacji. I dalej: „24-latka nie jest mniej ważna niż 14-latka, jej historia nie jest mniej rozdzierająca. Istotną okolicznością jest też jej niepełnosprawność intelektualna, która czyni ją jeszcze bardziej narażoną na wypaczenia polskiego systemu opieki zdrowotnej”.
W podobnym tonie wypowiada się również Paweł Krutul, podlaski poseł z ramienia Lewicy, który tuż po pierwszych medialnych doniesieniach zwołał w Sejmie konferencję prasową i zażądał wyjaśnienia sytuacji. - Jestem przerażony, że taka sytuacja miała miejsce w naszym województwie, przerażony tą znieczulicą. Uważam, że to jest ogromne draństwo - mówił wtedy. Dziś przyznaje, że nie sprawdził osobiście szczegółów sprawy. Uwierzył doniesieniom medialnym. - Rozmawiałem też z dziennikarzami, których informacje zawsze były wiarygodne. Nie miałem powodu, by im nie wierzyć, bo zawsze mówili mi prawdę - tłumaczy. I podkreśla: - Jednak bez względu na to, czy zgwałcona została 14-letnia dziewczynka, czy 24-letnia kobieta, karygodne jest, gdy nie może uzyskać w naszym województwie pomocy. Tak nie powinno być. Klauzula sumienia nie temu ma służyć. Lekarze składali przecież przysięgę, że będą pomagać. Mają więc pomagać, ewentualnie wskazać inny szpital, który taki zabieg jest w stanie wykonać.
Jego zdaniem, prawo aborcyjne w Polsce jest zbyt restrykcyjne: - Uważam, że to kobieta powinna decydować o sobie. A polskie ustawodawstwo, stworzone za czasów PiS, często nie daje kobiecie wyboru. Polki - ale tylko te, które na to stać - często muszą szukać pomocy w krajach ościennych, Część też schodzi do podziemia aborcyjnego, a wtedy możliwość powikłań jest dużo większa - mówi.
To indywidualna sprawa kobiety
Do sprawy zgwałconej kobiety odniosła się również Akcja Demokracja. Już tego samego dnia, kiedy minister zdrowia i Rzecznik Praw Pacjenta wskazali na nieścisłości w doniesieniach Federy, aktywistki spotkały się z wicedyrektorką Podlaskiego Oddziału NFZ Agatą Dyszkiewicz. - Wiele szpitali odmawia aborcji po cichu. Informacje o takiej prośbie nie zostają ani w dokumentach szpitala, ani w dokumentacji medycznej - przekonywała dziennikarzy tuż przed wizytą w NFZ Natalia Kowalik z Akcji Demokracja.
Briefing Akcji Demokracja odbył się pod siedzibą podlaskiego oddziału Narodowego Funduszu Zdrowia. Bo to tam właśnie działaczki zaniosły petycję, podpisaną przez ponad 6 tys. osób. - Domagamy się kontroli podlaskich szpitali pod kątem tego, czy przeprowadzane są tu zabiegi aborcji. Bo z tej historii wyłania się przerażający obraz podlaskiego piekła kobiet. Mamy powody, by sądzić, że ta sytuacja odmowy wykonania zabiegu aborcji dotyczy szpitali w całym regionie - mówiła Kowalik. Dlatego chce, by podlaski NFZ odpowiedział na pytania: czy prowadzona jest dokumentacja dotycząca kwestii: którzy i ilu lekarzy będzie stosowało klauzulę sumienia w danej placówce?, czy szpitale wykonują i deklarują gotowość do wykonania aborcji zgodnie z ustawą o świadczeniach medycznych, jeśli do szpitala zgłosi się pacjentka?, czy na Podlasiu znajdują się takie placówki, w których nie ma ani jednego lekarza ginekologa czy położnika, który wykona zabieg i jak wygląda w takich przypadkach procedura odmowy?
Petycję od Akcji Demokracja przyjęła zastępczyni dyrektora podlaskiego NFZ Agata Dyszkiewicz. - Samo świadczenie przerwania ciąży jest świadczeniem gwarantowanym. Mieści się w katalogu zakresu ginekologii i położnictwa, w ramach umów, które zawieramy ze świadczeniodawcami. Mamy dane o wykazie świadczeniodawców, którzy realizują takie umowy, nie mamy zaś danych dotyczących tych, którzy powołują się na klauzulę sumienia, ponieważ nie mamy do tego podstawy prawnej - mówiła podczas spotkania wicedyrektorka.
O odpowiedź na zadane przez Akcję Demokracja pytania poprosiliśmy też rzeczniczkę podlaskiego NFZ. Odpisała nam m.in.: „Szpital zawierając umowę z Narodowym Funduszem Zdrowia o wykonywanie świadczeń zdrowotnych z zakresu położnictwa i ginekologii, zobowiązany jest do zapewnienia przeprowadzenia zabiegu zakończenia ciąży, zgodnie z obowiązującym prawem (samodzielnie lub przez podwykonawcę)”. I dalej: „Klauzula sumienia jest indywidualnym prawem lekarza, nie może się na nią powoływać podmiot leczniczy. (...) Zgodnie z ustawą o zawodach lekarza i lekarza dentysty, lekarz może powstrzymać się od wykonania świadczeń zdrowotnych niezgodnych z jego sumieniem oraz ma obowiązek odnotować ten fakt w dokumentacji medycznej. Lekarz wykonujący zawód na podstawie stosunku pracy albo w ramach służby ma także obowiązek uprzedniego powiadomienia na piśmie przełożonego. Warto podkreślić, że powiadomienie przełożonego musi być uprzednie, a zatem musi nastąpić przed odmową wykonania świadczenia”.
Jak zapewnia rzeczniczka, nie jest prawdą, że w Podlaskiem nie wykonuje się zabiegów aborcji. „Każdy szpital, który zawarł z NFZ umowę o wykonywanie świadczeń zdrowotnych z zakresu położnictwa i ginekologii, zobowiązany jest do realizacji świadczeń gwarantowanych, zgodnie z aktualną wiedzą medyczną. Z danych sprawozdawczych wynika, że nie jest prawdą, iż w woj. podlaskim nie przeprowadza się zabiegów terminacji ciąży, przewidzianej prawem. Takich zabiegów od 2021 było kilka”.
Nikt nie ma wątpliwości: potrzebne są kontrole
Jednak nikt nie ma wątpliwości: szpitale, które prowadzą oddziały ginekologiczno-położnicze w Podlaskiem należy skontrolować. O tym mówił podczas ubiegłotygodniowej konferencji Rzecznik Praw Pacjenta i minister zdrowia. Tego chcą Federa oraz Akcja Demokracja, o to również apelowali posłowie opozycji.
Podlaski NFZ zapewnia, że monitoruje dostęp do świadczeń opieki zdrowotnej w regionie. - Podkreślę jednak, że do tej pory nie otrzymaliśmy skargi dotyczącej odmowy wykonania zabiegu terminacji ciąży w województwie podlaskim - mówi Małgorzata Kołpak-Kowalczuk z NFZ.